wtorek, 22 marca 2011

Nie chcą dać karty...

Kolejny dzień jak co dzień, troszkę może mniej miły niż każdy inny. Postanowiłem dziś "zaszaleć", poszedłem więc do swojego banku City Bank, w którym posiadam konto od dwóch lat z zamiarem otrzymania karty kredytowej. Nigdy wcześniej nie korzystałem z pożyczek bankowych, ani kart kredytowych.



Wziąłem ze sobą umowę o pracę którą posiadam (na czas nieokreślony w firmie pracuję przeszło 6miesięcy), i wszystkie "niezbędne" papiery które tylko mi przyszły do głowy. Obsługiwała mnie bardzo miła Pani, która poinformowała mnie że mogę się starać o kartę jubileuszową banku (taka bez opłat i wydawana "od ręki" w ramach 130 lecia bank, niech żyje bank). Ucieszyła mnie ta opcja dlatego pełni wiary wypisywałem wniosek, który o dziwo (przy najmniej dla mnie Laika) nie był przydługi. Wypełniłem i dowiedziałem się że mogę iść sobie na kawę bo teraz prześle rzeczony wniosek do Warszawy, co by szanowna śmietanka City Banku mogła nań zerknąć swym szacownym oczkiem i albo pozwolić albo nie pozwolić...
Po zapewnieniach bym czekał na telefon (Pani zadeklarowała że zadzwoni do mnie jak tylko dostanie decyzję MAX 30min), poszedłem grzecznie na kawę, jako że nie chciało mi się zbytnio pić spacerowałem sobie wzdłuż rzeki nad którą umiejscowiony jest Bank rozmyślając nad różnymi rzeczami a w tym nad nowym komputerem który zamierzałem kupić z karty kredytowej.
Po 45 min chodzenia naszła mnie ochota na coś do picia, więc wszedłem do pobliskiego barku z zamiarem kupna coli. po kolejnych 40 min, postanowiłem pójść do banku sprawdzić jak ma się rzecz z moją wymarzoną kartą...

Miła (jak zwykle Pani) poinformowała mnie o "wojnie" toczonej pomiędzy nią a "Górą" odnoście mojego wniosku, sprawa wyglądała tak że "Góra" uparcie odmawiała wydania mi karty a dzielna i waleczna Pani, stawała na uszach by mi ją wydano. Po tych zapewnieniach usiadłem sobie w banku i oczekiwałem na rezultat "Bitwy Bogów". Nie powiem, miła była świadomość tego że ktoś walczy w mojej sprawie, tylko pojawił się pewien niepokój, ponieważ dlaczego Bank, w którym mam konto przez 2 lata robi mi problemy z wydaniem Karty Kredytowej? - dla mnie Laika w sprawach Bankowości niepojęte...

Rozsiadłem się wygodnie w fotelu bankowym, wyciągnąłem laptopa i rozpocząłem swoją własną batalię z "Pasjansem", ponieważ (co było dla mnie poniekąd zaskoczeniem) okazało się że mój bank nie posiada otwartego dla klientów dostępu do internetu. Jest to dla mnie trochę nie zrozumiałe w czasach gdy nawet McDonald oferuje swoim klientom dostęp do tej jakże futurystycznej i (być może?) zbędnej usługi.

Po 30 minutowej batalii pełnej wzlotów i upadków z uporczywym układaniem kart postanowiłem sobie jednak poczytać e-booka którego wczoraj pobrałem z internetu. Nie powiem nic złego na temat ludzi pracujących w City Banku, kilkakrotnie ktoś podchodził do mnie z propozycją zrobienia mi kawy (płacą im za to premie?), lub innego trunku, grzecznie odmawiałem tłumacząc że woda z automatu całkowicie gasi moje pragnienie.

Po godzinie czekania pojawiła się moja prywatna wojowniczka, z wyrazem bólu na twarzy, po tym wiedziałem dokładnie jaki werdykt zapadł w mojej sprawie... Nie był on po mojej myśli.

Nie powiem, nie było mi do śmiechu, przeszło pół dnia spędziłem w oczekiwaniu na coś co powinno (zgodnie z zapowiedziami) zająć "Max 30min"... I nie odniosłem zwycięstwa... Pocieszam się jedynie faktem że poprawiłem swoje statystki w pasjansie, w którego nigdy nie miałem czasu zagrać.

Na pożegnanie usłyszałem zdanie które miało na celu prawdopodobnie dodanie mi nadziei "powodzenia następnym razem", jednak jego znaczenie odebrałem inaczej. Nie wiem czy pamiętacie anegdotę o profesorze akademickim który zamiast sprawdzania prac studentów podrzucał je w powietrze i te prace które upadły na biurko miały 5 te które na krzesło 4 na zieli zaś lądowały 3...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz